DP.

Dziennik pokładowy. Dzień 156. Roku pańskiego. 2008.

Porąbałem pulpit. Posłużył mi do tego kawałek skały, odłupany z głazu nade mną. Starałem się zrobić prowizoryczną tratwę. Koniecznie chciałem dostać się na sąsiednią wyspę. Bardzo chciałem zbadać tę nieludzką, humanoidalną istotę. Następnie chciałem wyruszyć na poszukiwania wyjścia, o ile takie w ogóle istniało.. Znowu zastanawiam się, czy to wszystko wydarzyło się naprawdę. Może wymyśliłem ten świat w jakimś celu. Tylko jakim? Podobno ludzie cierpiący na jakąś przypadłość psychiczną wymyślają sobie alternatywne światy, w których sprawują władzę. Są obdarzeni super zdolnościami, albo zwyczajnie mają wszystko pod kontrolą, tam panują nad swoim życiem. Dopiero po odniesieniu jakiegoś spektakularnego sukcesu potrafią powrócić do rzeczywistości i prowadzić „normalne” życie. Ten problem chyba jednak mnie nie dotyczy. Jaką ja mam władzę, nad czym panuję? Bo na pewno nie nad moim życiem. Super zdolności? Wyjątkowo szybkie doprowadzanie się do stanu nietrzeźwości się liczy?...wątpię. Mniejsza o to. Jak pisałem wcześniej, byłem w trakcie klecenia prowizorycznej tratwy z części pulpitowskich. Właściwie była już na ukończeniu. Wtedy dostrzegłem postać z wolna dryfującą po porcelanowym morzu. Była tak wyraźna jak ja. Z odległości, w której się znajdowała nie mogłem określić jej wzrostu, wieku, płci. Jednak z każdą chwilą była bliżej, sunęła ku mnie jak łódź, niesiona spokojnymi, sztucznymi wiatrami. W pierwszej chwili skojarzyła mi się ze zjawą, duchem, czy czymkolwiek z tej metafizycznej materii. Jednak im bliżej tym wyraźniej widziałem jej kształty. Bez wątpienia była to kobieta. Miała na sobie.. właściwie nie wiem jak to nazwać.. coś na kształt szaty mnicha- szeroki kaptur skrywający głowę aż po czubek nosa, spod którego gęsto wychodziły jasne włosy, rozwiewane przez plastikową bryzę. Szata właściwie wisiała na ów damie. Obszerne rękawy całkowicie skrywały jej dłonie, splecione na wysokości brzucha. Całość sięgała daleko za stopy i delikatnie muskała posadzkowy ocean niczym poduszkowiec.. no, może poduszkowiec nie jest najlepszym określeniem, ale nic lepszego nie przychodzi mi aktualnie do głowy.....................

pop art.






Hello Andy!

Explosions in the sky.


"Day Two"

yhm.


Na dworze jasno.

Nie, nie..

Nie ze względu na porę dnia..

Woda zamarznięta, chora.

Leży na dworze i jasno jest.

Czuję gorycz tabletki w ustach.

Piszę co na język mi przyniesie..

W duchu gorycz nie gości.

To tabletka zjada ją na przystawkę..

Papierek samotny leży na podłodze..

Życzę mu wesołych świąt.

Nie odpowiada..

Leży tylko..

I nie gada..

me, myself and I.


.............